października 30, 2011

października 30, 2011

kotlety z soczewicy i marchewki z sosem cebulowym

kotlety z soczewicy i marchewki z sosem cebulowym



Codzienne zajęcia zmuszają mnie do nie zamieszczana postów i rzadszego zaglądania na bloga. Wkurza mnie to.
Dziś wstałam o 9 myśląc, że jest 10. To też mnie wkurzyło. Bo mam taką zasadę, że niedziele powinno się przespać.
Nie wiem jak bardzo to widać w notkach, ale wkurzam się często i mam naturę skrajnej malkontentki .
Może to przez duże ilości kawy, które pijam i wieczne niewyspanie.
Muszę stwierdzić ogromną wyższość pieczenia nad smażeniem. Po kotleciko-burgero-byłych-kulach ze szpinaku porzuciłam patelnię i (chyba :P ) przestawiam się na piekarnik.
Piekarnik LOVE.
Po pierwsze nie trzeba stać nad patelnią  i jojcyć nad każdym kotletem, po drugie kotlety są  mniej tłuste, a po trzecie baarrrrdzo chrupiące!
Na początku obawiałam się, że w piekarniku, kotlety mogą wyschnąć i nie być wilgotne w środku. Ale to bull shit..
No i na prawdę oszczędza się czas. Bo pieczemy wszystkie kotlety naraz.

Dziś i wczoraj akacja grobing. Małe zamieszanie mam w domu bo rodzina zjeżdża i wjeżdża tam i z powrotem. Zrobiłam ciasto orzechowe, ale zniknęło i nikt- nic- nie -wie.
Zrobiłam kotleciki z soczewicy i marchewki i oczywiście też szybko zniknęły.

                                                                Kotleciki:                           
                                    
  • szklanka soczewicy (użyłam żółtej)
  • marchewka
  • łyżka grysiku
  • 3 łyżki skrobi ziemniaczanej
  • bułka tarta
  • łyżeczka kuminu rzymskiego
  • łyżeczka startego świeżego imbiru
  • łyżeczka cynamonu
  • szczypta pieprzu ziołowego
  • szczypta soli
  • oliwa


Na gotowanie soczewicy sposobów jest kilka. Można ją najpierw pomoczyć w wodzie, a potem ugotować, albo od razu zalać wrzątkiem i gotować około 20 minut. Czasem 20 minut to za krótko by soczewica była miękka, w innym wypadku soczewica szybko potrafi rozgotować się na papkę. Szczególnie żółta albo czerwona.
Soczewicę gotujemy w lekko osolonej wodzie. Kiedy zmięknie odcedzamy i odstawiamy by ostygła.
Marchewkę obieramy i myjemy. Następnie ścieramy ją na tarce na dużych oczkach i dodajemy do soczewicy. Doprawiamy imbirem (mmmm), kuminem, cynamonem, pieprzem i solą. Dodajemy mąkę i łyżkę oliwy i dokładnie mieszamy. Jeśli składniki są za suche dolewamy przegotowanej wody. Tak na oko, parę łyżek.
Mieszamy, masa powinna być zdatna do lepienia się.
Formujemy kulko-sznycle i układamy na lekko naoliwionej blaszce.
Pieczemy w 180stopniach z nawiewem około 10-15 minut, następnie odwracamy kotleciki i pieczemy kolejne 10 minut.
Włola! są chrupiące i bardzo aromatyczne.




Sos cebulowy


To przepis na bardzo szybki sos do kotletów, sejtana, kasz a nawet makaronu.


  • 3 średnie cebule
  • kostka tofu wędzonego
  • sos sojowy ciemny
  • szczypta cukru
  • szczypta cząbru
  • woda
  • oliwa
  • łyżka mąki


Cebulę obieramy i kroimy na kostkę. Wrzucamy do wczesnej rozgrzanego z oliwą rondla. Dusimy pod przykryciem od czasu do czasu mieszając około 10 minut. Następnie dodajemy pokrojone na kostkę tofu i doprawiamy cukrem, łyżką ciemnego sosu sojowego i szczyptą cząbru. Dolewamy pół szklanki wody i wszystko dusimy do zagotowania. Kiedy sos zacznie wrzeć, zagęszczamy go łyżką mąki. Po dodaniu mąki wszystko szybko i dokładnie mieszamy. Gotujemy jeszcze chwilkę, aż sos zgęstnieje.

Teraz wszystko podajemy z ulubioną kaszą.
Smacznego!












A i jeszcze jakby komuś się chciało i jest z Warszawy to zapraszam na festiwal ART INN za tydzień.
http://artinn.art.pl/ART_INN/2_edycja.html
też tam będę, nie z jedzeniem, ale z innymi wypocinami ;)




A teraz śliczna piosenka. 
Taka ze wspomnieniem, bo taki czas. RIP Amy 

października 23, 2011

października 23, 2011

Szpinakowe Burgery

Szpinakowe Burgery



Ha! obiecałam, że dziś będzie wpis i słowa dotrzymuję.
W sumie długo myślałam, co by dobrego tu zrobić, bo ostatnio żywię się głównie makaronami na różne sposoby. Chciałam upiec zapiekankę makaronową z jabłkami ale... zabrakło mi makaronu :D
Kolejną rzecz, która mi przyszła do głowy to szpinak. Tylko teraz na jaki ciekawy sposób go przyrządzić?
Znalazłam fajny przepis na FatFreeVegan i oto moja mała reinterpretacja przepisu.
Początkowo i do ostatniego niemalże momentu były to szpinakowe kulki. Ale w piekarniku trochę się spłaszczyły, a przy odwracaniu doszło do mnie, że lepiej je już dobić i spłaszczyć z obu stron. Wczoraj popisałam się krzywizna, to dziś już nie mogę! Oczywiście, można zrobić kulki albo całkiem inne kształty, najważniejszy jest smak i sposób podania!
I tak zamiast kulek szpinakowch są spłaszczone kulki, czyli burgero-kotlety



Składniki
  • ziemniak
  • porcja świeżego szpinaku (cała kupiona wiązka) 
  • cebula
  • pół kostki naturalnego twardego tofu
  • łyżka drożdży
  • sól
  • łyżeczka suszonego imbiru
  • łyżeczka mielonego kuminu rzymskiego (może być garam masala)
  • łyżka soku z cytryny ( z braku cytryny użyłam domowego soku z mirabelek, jest równie kwaśny)
  • 3 ząbki czosnku
  • 3 łyżki mąki
  • łyżkę grysiku czyli kaszy mannej 
  • bułka tarta
  • oliwa


Ziemniaka obieram, przepoławiam na pół i wrzucam do lekko osolonego wrzątku. Gotuję go, aż zmięknie. Wyławiam i odstawiam do ostudzenia.
Biorę połowę kostki tofu i drobno rozkruszam w rękach, prosto do miski. Dodaję również rozkruszone droższe  i mieszam.
Myję szpinak, odcinam korzenie i najgrubsze łodyżki. Zalewam go wrzątkiem by go sparzyć i by zwiędł. Następnie kroję go bardzo drobno. Wrzucam posiekany szpinak do rondla z paroma łyżkami wody i duszę chwilkę, około 3 minut. Potem przekładam do miski, do tofu i drożdży. Ugotowanego ziemniaka okładam tłuczkiem do ziemniaków i robię z niego piure. Dodaję do szpinaku i tofu. Mieszam wszystko dokładnie.
Cebulę obieram i kroję w braaardzo drobną kostkę. Wlewam do rondla łyżkę oliwy, następnie wrzucam cebulę i mieszam ją i chwilę duszę. Dodaję imbir, kumin i zgniecione 3 ząbki czosnku. Smażę około 2 minut, ciągle mieszając.  Wszystko ląduje w miscie z szpinakiem, tofu i ziemniakiem. Dolewam łyżkę soku z cytryny. Solę, dodaje jeszcze łyżkę grysiku i 2-3 łyżek mąki. Wszystko mieszam. Powinna wyjść masa w sam raz do lepienia. Czyli nie za sucha, ale też nie za mokra i rozwalająca się. 
Formuję kulki. (tutaj jeszcze miałam szczery zamiar zrobić kulki) I obtaczam je lekko w bułce tartej.
Przygotowuję blaszkę do pieczenia, smarując ją oliwą.
Układam kulki nie za blisko siebie. Wkładam do piekarnika.
Piekę około 15 minut w temp 200 stopni z nawiewem. Następnie wyjmuję blaszkę i przewracam kulki.
W tym momencie właśnie postanowiłam je spłaszczyć. Blaszka wraca do piekarnika, a już przetransformowane kulko-burgery pieką się kolejne 15 minut. Chodzi o to by zarumieniły się z wszystkich stron.


Osobiście podałam burgery z kaszą gryczaną. Dzięki temu, że nie są smażone, ale pieczone mają bardzo chrupiącą 'skorupkę'. Same są równie smaczne. Dobre do bułki, kasz, makaronów. Super byłyby z gulaszem z soczewicy!
Jutro pewnie wezmę parę na 'lunch' do szkoły.


Prawdo podobnie zrobiłam kulki za duże, dlatego wyszły nie foremne. Jeśli kulki będa mniejsze, około 2cm średnicy nie 4cm powinny wyjść śliczne.
W tedy nalezy piec kulki około 20 minut, po 10 przewrócić itd.






A z muzycznych nowości to osłuchuję właśnie nowy album Kimya'i Dawson. Myślę, że starsze produkcje były fajniejsze, ale ta tez daję radę. Zajebiste teksty i melodie przy których samej można powyć. Przesłuchałam dopiero dwa razy, ale już mam parę ulubionych numerów. Na youtube jest parę piosenek z nowego albumu, ale są to chyba starsze wersje i są gorszej jakości. Tak czy siak polecam. A okładka jest obłędnie śliczna!!!!!!!

Na dole piosenka 'Same Shit / Complicated' z nowego placka :)







października 22, 2011

października 22, 2011

krzywe brzydkie naleśniki z sosem klonowym na kolację.

krzywe brzydkie naleśniki z sosem klonowym na kolację.


Bardzo szybki i raczej nieciekawy wpis z rodzaju...nic nie bloguje, ale jak coś to żyję.
A wiec no tak, żyję. 
Jutro mam nadzieję znajdę czas, żeby zrobić coś dobrego i ładnego..Oczywiście co dzień robię coś dobrego i ładnego nie tylko do jedzenia, ale nie zawsze jest czas zeby to obfotografowac i wrzucić z codziennymi wynaturzeniami w internet. 
Teraz mam chwilę. 
Właśnie spożyłam kolację jedną ręką babrając się farbkami, druga pomagała mi w krojeniu naleśników.
Kiedyś wspominałam, że nie jestem stworzona do robinia naleśników i że mi wychodzą obciachowe krzywe placki.
Takie też wyszły dziś. W sumie średnio mam czas, żeby się tym przejmować i żeby robić 20 innych podejść aż w końcu wyjdą śliczne. Wyszły krzywe, bardzo pankowe i takie...takie no jak widać.
Dodam jeszcze, że wypieram na wszelkie sposoby to, że nadchodzi zima i tak dziś obrałam jeszcze resztki malin z działki. Chodzę w letnich sukienkach i tenisówkach pomimo tego  "że takie słońce zdradliwe jest" . Oszukuję się jedząc obrzydliwie kolorowo (jak jakiś wstrętny hipis) i owocowo. To też w bólu istnienia zrobiłam sobie na kolacje słodkie naleśniki z sosem klonowym i świeżymi malinami. 
Nie wiem jak robią to w Ameryce, że walą tego sosu klonowego wszędzie ile się da, a w Polsce jest tak sk!@$tralala drogi, że każdej łyżki szkoda.
No nic Amełrka to Amełrka.
 Naleśniki robione na oko, czyli na oko:
  • 1 szklankę mąki
  • szczyptę cukru
  • mniejszą szczyptę soli
  • łyżkę oliwy
  • letnią wodę (nie jestem w stanie oszacować jej ilości, może być zwykła lub lekko gazowana)
Z tych oto składników zrobiłam ciasto. Ciasto na prawdę jest okej. To ja jestem zjebana.
Patelnia powinna być bardzo rozgrzana. Jakoś nie udało mi się, ślicznie rozlać ciasta po patelni. Walnęłam tak, żeby tylko było. I szybko i w ruchu zrobiłam 3 baardzo krzywe naleśniki. Hell Yeah!
Pierwszy naleśnik polałam sosem klonowy, przykryłam go drugim naleśnikiem, którego również polałam sosem itp.
Ostatni naleśnik ,aż trzeci również polałam sosem i żeby jeszcze było miło posypałam świeżymi malinami.
Na zdjęciu nie widać, żeby tam były 3 naleśniki, ale co tam!
na pohybel symetrycznym naleśnikom i ślicznym zdjęciom ! i na pohybel amerykańskim pankejksom topiącym się w ekstremalnie drogim sosie klonowym ! hej!
aaa spadam  do robolenia...
A na dole mój Niuniek który też wypiera ze świadomości zimę i leżał w słońcu na plecach i wyglądał na "opóźnionego"..to było trochę mało polityczne chyba...


 A propos kotów to badać to!
http://www.facebook.com/#!/event.php?eid=274723615893169



października 15, 2011

października 15, 2011

It's ok to be a Wegan Nerd!

It's ok to be a Wegan Nerd!





Po pierwsze bardzo się cieszę i dziękuję, bo mój blog teraz oficjalnie bierze udział w akcji Empatii
"Weganizm, spróbujesz?".
Jestem 27 blogiem na liście zupełnie jak w dzienniku w LO. Też miałam numer 27 ;) wspomnienia wspomnienia...
Cóż mogę napisać jestem dumna i radosna,  że mogę komuś pomóc lub zainspirować do wybrania weganizmu jako nie tylko rodzaju diety, ale fantastycznego sposobu na życie.
 Założyłam blogowego maila, wiec jak ktoś/ia chce o cokolwiek zapytać, jest z Krakowa i chce żeby upiec jej/mu ciasto ;) lub po prostu napisać maila to zachęcam :
vegannerd.blog@gmail.com










 A dziś kolejny smutny i szary jesienny dzień. Zabrałam się do sprzątania, oprócz tego muszę przygotować parę rzeczy do szkoły, a wieczorem idę na dorywcze robolenie.
Nie dużo dziś mam czasu ani na gotowanie ani na blogowanie. Dlatego zrobiłam coś bardzo szybkiego do przygotowania, aczkolwiek sycącego i pysznego.
Smażone awokado + makaron z marchewką i  groszkiem. Aaaa jestem totalną awokadową dziwką. Mogłabym jeść awokado na okrągło i na wszystkie sposoby. 100% Avokado Slut. I w cale nie uważam, że awokado smakuje jak mydło...może trochę smakuje jak mydlo, ale to jest na prawdę baaarrdzo pyszne mydło!

Biere

  • marchewka
  • kawałek czerwonej papryki
  • garść zielonego groszku i zielonej pokrojonej fasolki 
  • awokado
  • parę orzechów włoskich
  • ciemny sos sojowy
  • sól
  • oliwa
  • makaron spaghetti
 Robolę

Marchewkę obrałam umyłam i pokroiłam na małą kostkę. Z papryką zrobniłam to samo. Papryki nie zużyłam dużo, około ćwiartki. Papryka ma bardzo intensywny smak i bardzo łatwo "zniszczyć" nią potrawę. A mnie chodzi o to, by była delikatną nutką smakową i nie przyćmiła marchewki z groszkiem.
Marchewkę i paprykę wrzuciłam do rondla. Dodałam garść mrożonego groszku i garść zielonej pokrojonej na mniejsze kawałki fasolki. Wszystko lekko posoliłam i przykryłam.  Warzywa duszą się, a ja od czasu do czasu je mieszałam.
Nastawiłam wodę na makaron, a następnie wrzuciłam do wrzątku porcję spaghetti.
Awokado obrałam ze skórki. Przekroiłam na pół, pozbyłam się perski, a miąższ pokroiłam na paski. Wybrałam awokado, które nie jest ani za miękkie ani za twarde. Nie chce żeby zrobiła się z niego papka. Jest dojżałe, ale na pastę by się nie nadawało, za to idealne będzie do smażenia, czy tez od kanapek...
Awokado jest tłuste, ale i tak wlałam na patelnię łyżeczkę oliwy, bo w innym wypadku jest możliwość, że awokado się przypali i przylepi do patelni.
Kiedy patelnia jest rozgrzana wrzucam awokado i smażę tak by się zarumieniło. Między czasie obrałam parę orzechów włoskich, a następnie dodałam je do awokado, niech tez się zarumienią.
Makaronu nie gotuję do końca. Kiedy już mięknie, ale jest jeszcze twardawy wyławiam go i dorzucam do warzyw. Dolewam około łyżkę wody i wszystko mieszam. Teraz makaron dojdzie i nasiąknie aromatem z pod warzyw.

Makaron podaje na dużym talerzu, obok kładę podsmażone kawałki awokado. Awokado skrapiam jeszcze ciemnym sosem sojowym, a warzywa przyozdabiam startą rzodkiewką. Kolorowo i smacznie. A awokado i orzechy i sos sojowy to niebo w gębie! Myślę, że w większej ilości i bez makaronu było by epicznie zajebiste, ale co za duzo to nie zdrowo ;)




października 12, 2011

października 12, 2011

Orzechowo-cynamonowe kruche slimaki

Orzechowo-cynamonowe kruche slimaki



 

        
        "Orzechowo-cynamonowe kruche ślimaki" brzmi okrutnie.
      Piekłam w nocy. Jak to zwykle bo w nocy piecze się najprzyjemniej.  Pół dnia szukałam i kombinowałam z przepisem w końcu powstały dwa. Pierwszy z kruchym ciastem, drugi z drożdżowym, które będę piec pewnie jakoś w weekend. Dokładnie to w niedziele bo robimy grrrls night. nanananaaa
Łupanie orzechów to nie jest moje ulubione zajęcie. Trochę jeszcze cierpię po wczoraj. 
      Połowa drugiego tygodnia zajęć. Nadal nic się nie dzieje. A ja potrzebuję już jakiegoś kotła i chaosu i stresu bo przez pogodę powoli zamieniam się w śpiącego mumina..Albo może nawet gorzej bo zamieniam się w bukę i straszę! Z ciekawostek to bardzo fajne tematy zadał  nam prof od Filozofii Sztuki. Najbardziej urzekający brzmi:
" Czy artysta powinien być osobą zdrową psychicznie?"
Długo by się zastanawiać min in dlaczego ten temat nie został sformułowany tak jakby na odwrót, czyli  
"czy artysta powinien być chory psychicznie?"
Myślę, że z zimna nikt nie był w stanie myśleć na wykładzie i zapytać. Głownie milczeliśmy, ja liczyłam kafelki.
No i kłania się Jung, Freud, Rosińska, osobowość zewnętrzna, kompleksy wszelkiej maści itp. Temat już zajęty, wiec nie zrobię prezentacji o zmanierowanych laskach z pierwszego roku ... Napiszę ..nie wiem chyba zapytam, czy można zatańczyć.
AAAA słońce wyszło właśnie teraz!!
aaa! 
a na swoją obronę powiem, że 'sałata słowna' To bardzo przyjemna sprawa i WCALE NIE JEST OZNAKĄ SCHIZOFRENII!!

Aha, i dziękuje za komentarze, fajnie że coraz więcej ludzi dociera do mojego bloga. To na prawdę miłe uczucie. Pozdrawiam M. od love to bake, bo obczaiła, zrobiła i zjadła, a potem zamieściła zdjęcia na podstawie mojego przepisu, wiec jak narazie jest moim internetowym ziomem , a ja nadal się tym rajcuję. 
Pewnie się powtarzam ale nie nawidzie zimna i jesieni..aaa znowu wyszło słońce!! nanana
odkopałam kartę z wczoraj. co nieco dam radę odczytać


  • 2 kubki przesianej przez sitko mąki
  • 3-4 łyżek miękkiej margaryny roślinnej
  • szczypta soli
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 łyżki mleka sojowego w proszku
  • 3/4 kubka ciepłej wody
  • 3/4 kubka cukru może być brązowy albo zwykły
  • około 2-3 łyżki cynamonu
  • łyżka cukru wanilinowego
  • szklanka orzechów laskowych
  • oliwa
  • 2 łyżeczki soku z cytryny lub mirabelek
  • cukier puder




Mieszamy mąkę z solą i proszkiem do pieczenia. Dodajemy margarynę i chwilę wyrabiamy ciasto.  Mieszamy mleko sojowe w proszku z wodą powstaje mleko sojowe w płynie! łał! Dodajemy do suchych składników. Wyrabiamy ciasto przy pomocy rąk, tak jest wygodniej i mamy namacalną pewność, że składniki się wymieszały i połączyły. Powinno powstać lekkie ciasto.
W misce mieszamy cukier z cynamonem i cukier wanilinowy.
Blat stołu tudzież coś tam posypujemy lekko mąką. Teraz dość trudna sprawa, mianowicie wałkowanie. Mnie nigdy to nie szło najlepiej. I nigdy nie udawało mi się wywałkować równy placek. Wałkujemy ciasto na grubość około 5mm o długości..myślę ...myślę...jakieś 40 cm??Następnie bierzemy oliwę  i pędzel spożywczy. Smarujemy ciasto na całej jego powierzchni oliwą. Tak dość od serca. Myślę, że powinno się zużyć około 3-4 łyżek oliwy.
Posypujemy ciasto cukrem z cynamonem, a następnie posypujemy orzechami. Orzechy powinny być rozbite lub posiekane na mniejsze kawałki.
Dobra wałkowanie to pikuś teraz jest dopiero hardcore. Należy delikatnie zwinąć ciasto tak horyzontalnie. Czyli wzdłuż dłuższego boku. (tłumaczenie na prawdę nie idzie mi dobrze, pewnie dlatego ze nie da się machać rękami i pokazywać ocb)  Trzeba uważać by było w miarę dociśnięte i by się nigdzie nie rozerwało. Teraz kroimy rulon na kawałki około 5 cm. Mnie wyszło 11 kawałków.
Okrągłą formę do pieczenie wykładamy papierem i układamy kawałki koło siebie. Na koniec można posypać całość jeszcze raz małymi kawałkami orzechów.
"Ślimaki" piekłam w tem 180 stopni z nawiewem około 20 minut. Niech ciasto urośnie i zarumieni się.
Po upieczeniu cisto z bólem serca powinno się odłożyć w chłodne miejsce do wystygnięcia. Kiedy już wystygnie robimy lukier.
Potrzeba 2 łyżki soku z cytryny. Użyłam domowej roboty soku z mirabelek, jest równie kwaśny.
Wlewamy sok do małej szklanki, a następnie powoli dosypujemy cukier puder. Trzeba uważać na grudki, wiec najlepiej wcześniej przesiać go przez sitko.Wszystko mieszamy dodajemy tyle cukru, aż masa zrobi się gęsta. Na 2 łyżeczki soku powinno wystarczyć około 4 łyżki stołowe cukru pudru.
Potem wszystko pięknie powlewamy lukrem i znowu odstawiamy na chwilę.











października 11, 2011

października 11, 2011

słodkie paluszki z tofu

słodkie paluszki z tofu

Szybka notka i przepis z tego co robiłam dziś dobrego do jedzenia na obiad. Aktualnie siedzę przy kompie słucham nowoodkrytej muzyki i łupię orzechy, bo prawdopodobnie za jakąś godzinę zacznę piec.. Pomyślałam, że zanim całkiem się pokaleczę, w ramach odpoczynku od bólu wrzuce zdjęcia i przepis. Prawa ręka mnie boli od oldschoolowego 'dziadka do orzechów" a palec u lewej ręki boli mnie jeszcze bardziej bo juz 3 razy go zgniotłam..więc no staram się nim nie pisać. 

Tak więc prezentuję małą propozycję, co można zrobić z nadmiarem tofu zakupionym w biedronce. Paluszki na słodko! 

Paluszki nie są na tyle słodkie by zapychać się nimi przed TV  i nie mają formy deseru ,ale są bardzo dobre i idealnie nadają się na cześć składową porządnego posiłku np z makaronem ryżowym i warzywami. 
Ale od początku
Potrzebowałam:
  • kostkę naturalnego tofu
  • 2 łyżki sosu klonowego
  • sezam 
  • oliwę
Tofu pokroiłam na paski/paluszki/słupki. Następnie delikatnie przy pomocy ręcznika papierowego odcisnęłam nadmiar wody. W misce wymieszałam 2 łyżki sosu klonowego z łyżką sezamu. Następnie włożyłam do sosu paski z tofu i dokładnie je obtoczyłam w cieczy. Słupki smażyłam chwilę z wszystkich stron tak by się łądnie zarumieniły. Paluszki sa słodkie, ale nie tak by "zamulić" , sos klonowy ma swój specyficzny smak i rodzaj słodu. W połączeniu z lekko słonawo-mdłym smakiem zwykłego niedoprawionego tofu wychodzi coś naprawdę pysznego. Można jeść go jako przekąska, dodatek do sałatek. makaronów itp
Zagotowałam wodę i zalałam nią porcję makaronu ryżowego. Doprawiłam solą, pieprzem, majerankiem, zielem angielskim i szczyptą kurkumy. Przykryłam i odstawiłam na 10-15 minut.  Makaron  ryżowy moim zdaniem jest totalnie bez smaku i należy doprawić porządnie wodę, w której mięknie.
Obrałam kawałek cukinii i pokroiłam w kostkę. Umyłam i obrałam marchewkę, a następnie pokroiłam w cieńkie słupki. Troche to żmudna robota ,kiedy marchewka jest twarda. Można sobie zrobić krzywdę. Ja odziwo nie zrobiłam. A chodzi o to by marchewka dość szybko zmiękkła, ale miała inny kształt niż talarek Zużyłam również małą cebulę. Pokroiłam ją w kostkę. Wszystkie warzywa wrzuciłam do rondla z łyżką oliwy. Doprawiłam  wszystko godną łyżką ciemnego sosu sojowego i wszystko dusiłam pod przykryciem około 10 minut.











października 11, 2011

października 11, 2011

słodkie bułeczki bananowe

słodkie bułeczki bananowe





Jest ziiimnnoooooooooo. Jest zimno, szaro buro i totalnie do dupy. Ja chce porządną złoto-czerwoną słoneczną jesień, a po niej globalne ocieplenie i od razu lipiec!
Zaczęłam rok akademicki ,wiec co też oznaczą rzadsze blogowanie i pewnie rzadsze spożywanie pożarnych obiadów. Dieta kawowo-papierosowo-costam co się kupi na kleparzu rozpoczęta!
Nie ma śmiania, ale tak to wygląda sprawa jak się jedzie na dosłownie cały dzień na uczelni i wraca 20...albo później..albo sienie wraca bo sięzapiło..nanana
wracając to topiku myślę i wierze, że mimo wszystko jakoś sobie poradzę i będę blogować nadal często. W końcu wolny wtorek do czegoś zobowiązuje..nie tylko do spania i słuchania japońskiego ambientu.
Wspominałam, że nie miałam ostatnio neta (neostrada ssie) więc ominął mnie min wpis o dniu wegańskich wypieków.
Dziś to nadrabiam. 30 września upiekłam wegańskie słodkie bułeczki bananowe i czekoladowo malinowe ciasto. Niestety z ten drugi szybko zniknął i tak się sprawy potoczyły, że nie zdążyłam zrobić żadnego porządnego zdjęcia.


Potrzebowałam
  • 1 i 3/4 kubka przesianej mąki
  • łyżeczkę proszku do pieczenia
  • szczyptę soli
  • łyżkę cynamonu
  • 1/2 kubka cukru
  • 3 banany lub niecały słoiczek dżemu bananowego
  • 1/2 kubka mleka sojowego
  • 1/3 kubka soku jabłkowego
  • łyżkę octu jabłkowego/lub soku z cytryny
  • łyżkę sezamu



Mąkę przesiałam przez sitko i dodałam inne suche składniki.
Do mleka dodajemy łyżkę octu jabłkowego. W domu mamy taki własnej roboty. Słyszałam, że ocet jabłkowy jest drogi więc tłumaczę, że chodzi o to by zakwasić mleko. To samo stanie się jak dodamy soku z cytryny.
Banany trzeba obrać i rozbabłać. Najlepiej przy pomocy blendera, należy zrobić z nich bez-grudkową papkę
W suchych składnikach robimy dołek i wlewamy zakwaszone mleko. Mieszamy dodajemy cukier i banany. Powinna powstać gęsta masa, wiec dodajemy jeszcze trochę soku z jabłek. Teraz wszystko dokładnie mieszamy przez chwilę.
Przygotowujemy foremki do babeczek. Najlepiej takie jeszcze z przed 20 lat, które stanowią dumę rodziny bo jeszcze nikt ich nie zgubił ani nie zniszczył.
Foremki lekko smarujemy oliwą przy pomocy ręcznika papierowego.
Nakładamy ciasto łyżką tak by wypełniło +- 3/4 wysokości foremki. Posypujemy sezamem.
Pieczemy około 20minut w rozgrzanym do 180stopni piekarniku.




I muza, może nie japoński ambient, ale też ładne. Powinnam puścić coś nastrojowego podkreślającego syf za oknem deszcz błoto i chmury małopolskie, ale tego nie zrobię dla zdrowia psychicznego mojego i Waszego.