Codzienne zajęcia zmuszają mnie do nie zamieszczana postów i rzadszego zaglądania na bloga. Wkurza mnie to.
Dziś wstałam o 9 myśląc, że jest 10. To też mnie wkurzyło. Bo mam taką zasadę, że niedziele powinno się przespać.
Nie wiem jak bardzo to widać w notkach, ale wkurzam się często i mam naturę skrajnej malkontentki .
Może to przez duże ilości kawy, które pijam i wieczne niewyspanie.
Muszę stwierdzić ogromną wyższość pieczenia nad smażeniem. Po kotleciko-burgero-byłych-kulach ze szpinaku porzuciłam patelnię i (chyba :P ) przestawiam się na piekarnik.
Piekarnik LOVE.
Po pierwsze nie trzeba stać nad patelnią i jojcyć nad każdym kotletem, po drugie kotlety są mniej tłuste, a po trzecie baarrrrdzo chrupiące!
Na początku obawiałam się, że w piekarniku, kotlety mogą wyschnąć i nie być wilgotne w środku. Ale to bull shit..
No i na prawdę oszczędza się czas. Bo pieczemy wszystkie kotlety naraz.
Dziś i wczoraj akacja grobing. Małe zamieszanie mam w domu bo rodzina zjeżdża i wjeżdża tam i z powrotem. Zrobiłam ciasto orzechowe, ale zniknęło i nikt- nic- nie -wie.
Zrobiłam kotleciki z soczewicy i marchewki i oczywiście też szybko zniknęły.
Kotleciki:
- szklanka soczewicy (użyłam żółtej)
- marchewka
- łyżka grysiku
- 3 łyżki skrobi ziemniaczanej
- bułka tarta
- łyżeczka kuminu rzymskiego
- łyżeczka startego świeżego imbiru
- łyżeczka cynamonu
- szczypta pieprzu ziołowego
- szczypta soli
- oliwa
Na gotowanie soczewicy sposobów jest kilka. Można ją najpierw pomoczyć w wodzie, a potem ugotować, albo od razu zalać wrzątkiem i gotować około 20 minut. Czasem 20 minut to za krótko by soczewica była miękka, w innym wypadku soczewica szybko potrafi rozgotować się na papkę. Szczególnie żółta albo czerwona.
Soczewicę gotujemy w lekko osolonej wodzie. Kiedy zmięknie odcedzamy i odstawiamy by ostygła.
Marchewkę obieramy i myjemy. Następnie ścieramy ją na tarce na dużych oczkach i dodajemy do soczewicy. Doprawiamy imbirem (mmmm), kuminem, cynamonem, pieprzem i solą. Dodajemy mąkę i łyżkę oliwy i dokładnie mieszamy. Jeśli składniki są za suche dolewamy przegotowanej wody. Tak na oko, parę łyżek.
Mieszamy, masa powinna być zdatna do lepienia się.
Formujemy kulko-sznycle i układamy na lekko naoliwionej blaszce.
Pieczemy w 180stopniach z nawiewem około 10-15 minut, następnie odwracamy kotleciki i pieczemy kolejne 10 minut.
Włola! są chrupiące i bardzo aromatyczne.
Sos cebulowy
To przepis na bardzo szybki sos do kotletów, sejtana, kasz a nawet makaronu.
- 3 średnie cebule
- kostka tofu wędzonego
- sos sojowy ciemny
- szczypta cukru
- szczypta cząbru
- woda
- oliwa
- łyżka mąki
Cebulę obieramy i kroimy na kostkę. Wrzucamy do wczesnej rozgrzanego z oliwą rondla. Dusimy pod przykryciem od czasu do czasu mieszając około 10 minut. Następnie dodajemy pokrojone na kostkę tofu i doprawiamy cukrem, łyżką ciemnego sosu sojowego i szczyptą cząbru. Dolewamy pół szklanki wody i wszystko dusimy do zagotowania. Kiedy sos zacznie wrzeć, zagęszczamy go łyżką mąki. Po dodaniu mąki wszystko szybko i dokładnie mieszamy. Gotujemy jeszcze chwilkę, aż sos zgęstnieje.
Teraz wszystko podajemy z ulubioną kaszą.
Smacznego!
A i jeszcze jakby komuś się chciało i jest z Warszawy to zapraszam na festiwal ART INN za tydzień.
http://artinn.art.pl/ART_INN/2_edycja.html
też tam będę, nie z jedzeniem, ale z innymi wypocinami ;)
A teraz śliczna piosenka.
Taka ze wspomnieniem, bo taki czas. RIP Amy