lutego 23, 2012

lutego 23, 2012

Potrzebuję Endorfiny

Potrzebuję Endorfiny



Bardzo słodki torcik orzechowo-czekoladowy

Dzień z dupy dziś (22lutego)był.  Nie wiem czy to ciśnienie, czy stres, czy wszystko na raz, ale nie byłam wstanie zwlec się z łózka. Płakałam chyba z 3 godziny. Jak głupia dobijałam się smutną nutą, a potem zdjęciami z wakacji z przed paru lat. Polecam cały album Noah... 'The First Days of Spring' okrutnie ładny i melancholijny. Mogłabym teraz się jakoś ostro wynaturzyć, ale już to zrobiłam wczesnej i trochę ponarzekałam Asi na fejsie. Nananana  jest super.
  
Skoro nie ma kto zadbać o mój poziom endorfiny, muszę radzić sobie sama. Właśnie wygrzebałam się z dwóch kołder i koca, sturlałam się z łóżka i myślę, że pomoże mi tylko czekolada.
Jest 21.20 w sam raz do pieczenia ciasta. To będzie kolejna inwencja twórcza ,tym razem zainspirowana zdjęciem małych tart z książki "Vegan Pie ind the Sky"

Mam nadzieje, że przepis się sprawdzi. Nie jest skomplikowany, a szybki. Przepis oczywiście opublikuje rano.

Ciasto na spód:
  • 1,5 kubka przesianej przez sitko mąki
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • szczypta kardamonu
  • 3 łyżki cukru
  • 4 łyżki margaryny roślinnej
  • 2 łyżki zimnego mleka sojowego lub innego roślinnego


Wymieszałam w misce wszystkie suche składniki. Następnie dodałam margarynę i zaczęłam wyrabiać ciasto. Na Koniec dodałam pierwszą potem drugą łyżkę stołową zimnego mleka.
Przygotowałam tortownicę, ale może być blaszka lub ceramiczna foremka na tartę. Mnie zależy na tym by ciasto nie miało boków i było płaskie. Dlatego Przygotowane ciasto rozwałkowałam na około 5mm.  starając się by miało wielkość, średnicę mojej tortownicy. Ciasto można oczywiście rozłożyć w tortownicy, tatro-wnicy przy pomocy rąk.
Mnie udała się walka z wałkiem i dopasowaniem ciasta do średnicy kółka z tortownicy bez marnowania ciasta i nawet wyszło to równo, więc no opłacało się spać cały dzień. oko jest sprawniejsze.

Spód piekłam w tem 170stopni około 8-10 minut.



Wypełnienie
  •  1,5 kubka orzechów włoskich
  • ponad pół kubka cukru
  • łyżka margaryny
  • 5 łyżek mleka
  • parę kropel aromatu waniliowego

Orzechy zmieliłam  przy pomocy blendera, następnie dodałam resztę składników i porządnie wymieszałam.
Przykryłam ciasto mieszanką z orzechów, dokładnie dociskając wypełnienie do brzegów  tortownicy i wyrównując wszystko za pomocą szpachelki.
Tak przygotowane ciasto z wypełnieniem włożyłam jeszcze raz do piekarnika na około 10 minut.
Potem ciasto należy odstawić w chłodne miejsce i czekać, aż ostygnie.

Polewa czekoladowa:
  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady (200g)
  • około 5-6 łyżek mleka sojowego

Czekoladę nalerzy rozpuścić razem z mlekiem. Niech powstanie gęsta, jedwabista polewa.
Kiedy ciasto ostygło polewam je czekoladą. Wyrównałam wszystko dokładnie i znowu odstawiłam ciasto w zimne miejsce. Najlepiej zostawić je w spokoju na 6h albo po prostu na noc w spiżarni. Trudna sprawa. Ale muszę być silna.
Nie wkładamy ciasta do lodówki!








 O i widzę , że się załapię na fajne akcje na durszlaku. Myślę jeszcze nad muzyką na zakończenie , ale nic mi nie przychodzi do głowy. Dobrze, że mam jeszcze noc przed sobą.

A z takich miłych rzeczy to, kupiłam sobie kiełkownicę, Rzotkiewka szaleje, brokuła tak sobie, a szczypiorek juz 2 dzień jest bardzo zamknięty w sobie.
W niedzielę, miałam tę przyjemność być w Katowicach na The Cinematic Orchestra. O samym koncercie nie będę pisać, bo pisać o muzyce to jak  tańczyć o architekturze. Było cudownie, ciary i dreszcze przez cały czas. Wokaliści miażdżyli. Perkusista oszalał mi serce.
 Przed samym koncertem udaliśmy się do małej restauracji Len Arte przy ulicy Mariackiej. Jeśli szukacie małych Włoch, pysznej pizzy i domowej atmosfery, to walcie do Katowic. Reklama -reklamą, najlepiej pojechać tam i przekonać się na własnych podniebieniach. Ceny super, jedzenie znakomite, właściciele bardzo przyjaźni. Największy minus to wielkość lokalu. Trzeba rezerwować stolik bo bardzo łatwo o to by, ktoś ukradł jeden z tych całych sześciu Wam sprzed nosa.
Nie siedzieć na necie, lecieć do  na pizze z pieca, piwko i miłą pogawędkę do Katowickiej Len Arte!






A na koniec :







lutego 15, 2012

lutego 15, 2012

Kruche kieszonki z malinami

Kruche kieszonki z malinami

Nie ma to jak pieczenie smakołyków z okazji 15 lutego! Oh jaki piękny dzień dziś był..imieniny Faustyna..i kogoś tam jeszcze.
Ostatnio mam dwie lewe ręce do gotowania. Może to dlatego, że się wysypiam i rozpraszam na zbyt wiele rzeczy.  Nie wrzucam nowych przepisów, bo co chwila coś przypalam i wstyd to pokazywać!

Ten przepis użyczyłam i lekko przerobiłam z książki "Vegan Pie in The Sky", którą zakupiłam już miesiące temu, ale nie zdążyłam się pochwalić, ani co gorsze, wypróbować kulinarnie.
Właściwie nie wiem jak nazwać te ciastka. Wymyśliłam 'kieszonki',ale może one właściwie tak się nazywają i wcale tego nie wymyśliłam. Jeszcze tego nie wiem.
Kieszonki piekłam pierwszy raz w życiu, wiec oczywiście wyszły krzywe (do zdjęć wybrałam te najładniejsze :P ) i wiem, że następnym razem właduję w nie nieco więcej nadzienia.



Ciasto:
2 kubki przesianej przez sitko mąki
3 duże łyżki cukru
szczypta soli
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
6 łyżek margaryny roślinnej
1/2 kubka jogurtu lub śmietany sojowej ( użyłam takiej D.I.Y.)
1/4 kubka zimnego mleka sojowego


Mieszamy suche składniki w misce; mąkę cukier, sól i proszek. Następnie dodajemy margarynę i zaczynamy wszystko mieszać. Jeśli nie mamy miksera, najlepiej wyrabiać ciasto dłońmi, jeśli kogoś to obrzydza proponuje drewnianą łyżkę, albo nie patrzeć na to co się robi.
Dodajemy powoli śmietanę sojową. Najpierw część, a po chwili resztą. Na  koniec wyrabiania ciasta dodajemy mleko. Bardzo ważne jest by mleko było na prawdę zimne. Ciasto powinno mieć delikatną,  sprężystą konsystencje i masę. Ciasto formujemy w kulę, owijamy folią i odstawiamy na około 40 minut do lodówki.


Wypełnienie:
Można użyć oczywiście przeróżnych owoców. Początkowo miałam zrobić ciasteczka z jabłkami, potem z dżemem z czereśni, ale przypomniałam sobie o zapasach w zamrażalce!  Wygrzebałam z maliny <3 <3 

1,5 kubka malin
1/2 kubka cukru
łyżka soku z cytryny
kilka kropel aromatu waniliowego
szczypta mielonego imbiru


Wszystko razem mieszamy w misce. Przymarznięte do siebie maliny można porozdzielać nożem.


Wyciągamy ciasto. Dzielimy na 2 kawałki. Jeden odstawiamy spowrotem do lodówki..
Blat stołu prószymy mąką i wałkujemy kawałek ciasta na placek grubości ok 2mm. Za pomocą zwykłego noża lub takiego do pizzy wykrawamy z ciasta prostokąty. Od upodobań zależy jakiej wielkości one będą. Ja wycinałam dość spore około 10x15.
Po prawej stronie kawałka ciasta nakładamy nadzienie. Około 1-2 łyżeczki malin. Lewą stronę lekko dziurkujemy widelcem. Następnie zamykamy kieszonkę, kładąc lewą część na prawej. Brzegi zlepiamy za pomocą widelca, tym samym robiąc ładny wzorek.
Kiedy pierwszy kawałek ciasta się skończy wyciągamy drugi.
Ciasta i nadzienia starczyło mi na 18 dość sporych kieszonek.
Blachę do pieczeni wykładamy papierem.
Kieszonki piekłam w temperaturze 170stopni około 35 minut.

Kiedy ciasteczka wystygły, ozdobiłam je lukrem zabarwionym sokiem malinowym i jadalnymi koralikami. 






lutego 07, 2012

lutego 07, 2012

Wegański rosół z grysikiem w mojej chorobie...

Wegański rosół z grysikiem w mojej chorobie...
No jak już wspomniałam umieram na ferie i muszę się teraz kurować. Wiec wtranżalam rutinoscorbin, wciągam ferwex i takie tam bo do czwartku chcę być już zdrowa!!!!!
Najlepszy w chorobie, to każdy/a wie, jest rooosoołeeeeek:


Wrzuciłam do gara po kawałku
  • kapusty włoskiej
  • selera
  • marchewkę
  • przekrojona cebulę
  • pół czerwonej papryki
  • jakieś resztki brukselek
  • pół cukinii
  • ziele angielskie
  • liść laurowy
  • sól i pieprz,
  • szczypta cynamonu
  • szczyptunia imbiru






 Wszystko zalałam wodą. Zupę gotowałam około 40 minut. Następnie odcedziłam warzywa od wywaru. Wywar zagotowałam, dodałam 3 łyżki grysiku czyli kaszy mannej. Dosoliłam i dopieprzyłam do smaku i teraz objadam się wrzątkiem w wyrku. Jeszcze sobie ślicznie pokroiłam marchewki. A no i obowiązkowo zupkę w chorobie należy jeść z kubka z Pocahontas. Inaczej magie wegańskiego rosołu nie zadziała!




Jak dorosnę będę jak MIA, a na starość jak Madonna!!



lutego 07, 2012

lutego 07, 2012

wtf ferie?!

wtf ferie?!
Mam alergie na wolne od pracy, na ferie i na wszelkie wymuszone relaxy. 2 dzień zasłużonych ferii, a ja umieram w łóżku. Smarkam, kaszlę, rzuca mną na wszystkie strony świata. Odbijam się od ścian jak piłeczka z kauczuku.
Chryste!
Wiec na dobitkę wrzucę sobie zdjęcia z wakacji. Kiedy to się tylko jadło i piło i jadło i opalało i jadało i w żaden sposób od tego nie rzucało mną po ścianach.